Dzien 7: Buena Ventura i zwichnieta szczeka!


Malownicze rybackie lodzie w Buena Ventura
To mial byc dlugi, ale to bardzo dlugi dzien... Na wieczor zaplanowalismy maly wypad do pobliskiej wioski Buena Ventura, gdzie poprzedniego dnia wypatrzylismy (w drodze na Las Salinas) przepiekna malutka plaze. Taka z wdziecznie pochylonymi od wiatru palmami, rybackimi kolorowymi lodziami i piaszczystym brzegiem. Jak z katalogu reklamujacego wczasy na rajskiej wyspie :)
Oczywiscie, nie byla to plaza dla tursytow, wiec nie zdziwil nas za bardzo balagan na brzegu. Ani masy wodorostow, ktore z morza czynily ciepla, gesta zupe...:)  Ale co tam! Mimo to bylo pieknie, w cieplym swietle zachodzacego juz slonca. Praktycznie cala plaza byla dla nas, zadnego turysty w zasiegu wzroku! :) Bylo wiec brodzenie w wodorostowej zupie, chlapanie do woli oraz zawody w rzucaniu kokosem na odleglosc!
Do domu wcale nie chcialo nam sie wracac, ale poniewaz czekalo nas jeszcze pakowanie (przed podroza do Trinidadu kolejnego dnia), zaladowalismy sie na bicitaxi i...nie, to jeszcze nie byl koniec tego dnia! A ja do dzisiaj niestety oprocz pieknych wspomnien z Buena Ventura mam gesia skorke na sama mysl o tamtym wieczorze.
Poznowieczornych atrakcji dostarczyla nam, znana w rodzinie z pakowania sie w podrozy w najrozmaitsze tarapaty, panna Zuzanna.
Z wielkim hukiem spadla z uwielbianego przez siebie hamaka na tarasie. Na Kubie przepisy bhp nie isteniaja, wiec nie powinno nikogo dziwic, ze hamak zawieszony jest nad betonem... Nas dziwilo i ZAWSZE pilnowalismy bujajacych sie dzieciakow, zawsze, oprocz tej jednej feralnej minuty!! Zdejmowalam pranie ze sznurka, odwrocilam sie tylem do Zuzi i...kiedy uslyszlam gluche 'plask' juz wiedzialam co sie stalo...
Wiec teraz wyobrazcie sobie: jest noc, naokolo obcy zupelnie swiat a w apteczce brak przeciwbolowego Ibuprofenu, ktorego nie wzielam w obawie przed skutkami ubocznymi w razie zarazenia sie Denga.... I dziecko wijace sie z bolu...Zuzia spadla tak nieszczsliwie, ze rabnela broda w beton pod hamakiem. Na szczescie nie odgryzla sobie jezyka ale dosc bolesnie naruszyla staw szczekowy. Z naszych ogledzin wynikalo, ze nic nie jest zlamane, ale bolec musialo ja okropnie... Paracetamol nie pomogl na dlugo, wiec bidula nie mogla spac...plakala a my razem z nia. I to byl wlasnie ten moment, kiedy zatesknilam za Havana i za pomocna, ciepla Cari, ktora potrafila znalezc rozwiazanie kazdego problemu!
Na dodatek Zuzie zaczal okropnie bolec brzuch (przeniesienie bolu???) a na to moglam juz cos poradzic, wiec nie zrazona bardzo pozna pora (bylo krotko przed polnoca) i moja podstawowa zaledwie znajomoscia hiszpanskiego, ruszylam po pomoc do naszych gospodarzy.
Co sie robi na Kubie, kiedy dziecko narzeka na bol brzucha? Masuje sie lydki :) Podobno przy umiejetnym masazu bol doslownie wyciaga sie przez nogi. Najlepiej robi to miejscowa Senora, po ktora nasza gospodyni Francesca, chciala natychmiast dzwonic. Zdolalam ja przekonac, ze moze najpierw sprobujemy herbaty mietowej :) Tego wieczora wlasciciele naszej casy bardzo mnie wzruszyli. Cala prawie rodzina zebrala sie w kuchni, radzac co zrobic (po tym, jak juz udalo mi sie wytlumaczyc, ze to nie mnie boli brzuch, tylko moje dziecko:)), przynoszac najrozniejsze kropelki, masci, tabletki i herbatki, oferujac mi telefon do znachorki albo do miejscowego szpitala (okazalo sie, ze nawet w tak malenkiej miejscowosci jest klinika, dzialajaca cala dobe!). Dostalam takie ilosci najrozniejszych medykamentow, ze Francesca musiala mi pomoc zataszczyc wszystko na wielkiej tacy do naszego pokoju. Jakie bylo nasze zdziwienie, kiedy Zuzi nie znalazlysmy w lozku!
Z lazienki dobiegaly za to dziwne odglosy...
A byly to... dzwieki z impetem rzucanych na kafelkowa posadzke kostek domina.
Zuzia wygrywala :)
Nie pytajcie jaka mine miala Francesca :D
A na plazy oprocz nas...tylko palmy i ptaki :)
Ocena wagi kokosa to polowa sukcesu dobrego rzutu ;))
Czyz nie jest pieknie?? Jak z obrazka! ;)



3 komentarze