I pomimo tego, że archipelag ten oficjalnie należy do Wielkiej Brytanii, to geograficznie bliżej mu jest do koła podbiegunowego niż do Londynu. Domyślacie się już o jakich wyspach mowa? ;)
To oczywiście Szetlandy! Archipelag składający się z około stu wysp, z czego zaledwie szesnaście jest zamieszkanych. Mieszkańców nie jest zbyt wielu - dane statystyczne z zeszłego roku mówią o dwudzistu pięciu tysiącach ludzi i ... pięciokrotnie większej liczbie owiec! To surowa i piękna kraina leżąca na styku Szkocji i Skandynawii, gdzie wpływy z tych obu krajów przenikają się na każdym kroku. Począwszy od specyficznego dialektu, będącego mieszanką języka Gaelic i Staro-Nordyckiego, przez zwyczaje i tradycje, a skończywszy na podobnych, surowych krajobrazach. Nic w tym dziwnego, bo Szetlandy należały do korony duńskiej aż do połowy XV wieku, kiedy to zostały przekazane w ręce szkockiego króla jako wiano duńskiej księżniczki.
W czasie naszego tygodniowego pobytu na Szetlandach wielokrotnie łapałam się na tym, że miałam wrażenie, jakbyśmy spędzali wakacje poza Szkocją. Wiele razy wyrwało mi się 'o, zobaczcie to/tamto jest takie samo jak u nas w Szkocji', po czym ze śmiechem i lekkim zakłopotaniem uświadamiałam sobie, że przecież cały czas jesteśmy na szkockiej ziemi.
Szetlandy czy Wyspy Owcze?;) |
Ślady Wikingów |
Bo nawet podróż na Szetlandy ma posmak wielkiej wyprawy.
Kiedy planowałam nasze szetlandzkie wakacje dość długo zastanawiałam się jaki środek transportu wybrać. Do wyboru był szybki i mało ekscytujący lot samolotem lub wersja przygodowa czyli całonocna przeprawa promem po Morzu Północnym. Wszystkie przewodniki informowały, że opcja numer dwa to jedyny słuszny wybór i, że nie ma nic piękniejszego, niż wpłynięcie do portu w Lerwick w promieniach wschodzącego słońca. I właśnie tą romantyczną wizją zagłuszyłam moje obawy co do czternastu godzin na zazwyczaj niezbyt spokojnym Morzu Północnym; obawy osoby ze straszną chorobą morską! Decyzja zapadła, przed rejsem połknęłam podwójną dawkę lekarstwa i...popłynęliśmy! I wiecie co? Absolutnie tego nie żałuję, pomimo iż w praktyce nie było tak bajkowo jak opisywały to przewodniki: wschód słońca około godziny 4 zastał nas smacznie chrapiących w naszej kajucie a kilka godzin później Lerwick przywitało nas deszczem i chmurami. ;) Sam rejs przebiegł bardzo spokojnie (podobno morze od tygodni nie było tak płaskie, zapewne specjalnie dla mnie!;)) a cała podróż miała w sobie coś z filmu przygodowego ;). W pewnym momencie zaczęła nas na morzu ścigać burza. Była daleko a jej efekty specjalne mogliśmy podziwiać z bezpiecznej odległości, obserwując przez okno niesamowite błyskawice przecinające niebo na horyzoncie. Dopływając na miejsce czułam się tak, jakbyśmy przepłynęli siedem mórz i dotarli do dalekiego, nieznanego lądu. A przecież nie opuściliśmy nawet Szkocji!Gorące powitanie i lodowata mgła czyli pierwszy dzień na Szetlandach
Dwie rzeczy, za które uwielbiam Szetlandy? Po pierwsze to ich cudowni, serdeczni mieszkańcy; o tak ciepłym usposobieniu, jakby chcieli zrównoważyć chłód miejscowego klimatu. Bez wahania nazwałabym Szetlandczyków najbardziej otwartymi Szkotami, jakich spotkałam w trakcie szesnastu lat emigracji w tym kraju. Nasz pierwszy dzień po przypłynięciu do Lerwick wyglądał mniej więcej tak: dojechaliśmy do północno-zachodniej części głównej wyspy (tzw. Mainland), gdzie wynajmowaliśmy mały domek. Właściciele już na nas czekali. Okazali się tak niesamowicie sympatyczni, że przegadaliśmy godzinę i aż żal było się rozstawać. Po szybkim lunchu zrobiliśmy obowiązkowy przystanek w okolicznej kawiarence, której właścicielka, widząc nowe twarze wyciągnęła nas na pogaduchy. Zleciało kolejne dwadzieścia minut. Miła pani dała nam cynk, żeby odwiedzić lokalny ośrodek ratowania dzikich zwierząt, bo są tam akurat maleńkie foki. Pojechaliśmy! Pani z ośrodka była bardzo rozmowna, a jakże, więc zanim się obejrzeliśmy było już grubo po południu. ;) Zostało akurat dosyć czasu na spacer po klifach w Eshaness. Niestety wtedy pogoda postanowiła pokazać nam kto na Szetlandach rządzi. Lodowata, biała jak mleko mgła zasnuła całe wybrzeże a my zakończyliśmy dzień wizytą w domu naszych gospodarzy.Po drugie...
Mgła przy klifach w Eshaness |
Bezkresne przestrzenie i urwiste klify.
Czyli obłędne widoki, i to takie, jakich nie znajdzie się nigdzie indziej w Szkocji. Miliony lat temu Szetlandy były kształtowane przez szalejące na ziemi żywioły: wybuchające wulkany i przesuwające się lodowce. Te wydarzenia pozostawiły po sobie niezwykły, bardzo zróznicowany krajobraz pełen powulkanicznych formacji skalnych, jaskiń i malowniczych klifów. Najbardziej surowa i skalista jest północno-zachodnia część glównej wyspy. Tam znajduje się najwyższe wzniesienie archipelagu, Ronas Hill, oraz najbardziej widowiskowe i dzikie szlaki piesze. Szetlandy to również piękne złote plaże, gdzie woda ma najczystszy odcień lazuru; sielskie doliny i fiordy, nazywane w miejscowym dialekcie 'Voe". Morze to nieodłączny element szetlandzkiego krajobrazu i widać je niemalże z każdego punktu archipelagu. To ono, wraz z pogodą decydują o tempie i jakości życia na wyspach. Jedyne, czego na Szetlandach nie ma to drzewa i lasy. Są za to inne cuda jak na przykład prehistoryczne grobowce, tajemnicze budowle z Epoki Żelaza i niezliczone latarnie morskie. Plus kolorowe porty, leniwe wioski rybackie i wijące się wąskie drogi, oblegane przez owce. Tam jest po prostu nieziemsko pięknie!Ten archipelag to spełnione marzenie cierpliwego fotografa. ;) Chcąc zrobić dobre zdjęcia na Szetlandach trzeba dostosować się do wyspiarskiego rytmu i nauczyć się czekać. Najczęsciej na okno pogodowe!
Formacje skalne i czerwone jeziorko w Virkie |
Skalne wąwozy i lazurowe morze! |
Bo aura jest tam nieprzewidywalna i kapryśna:
dużo pada, zazwyczaj wieje a niebo często pokrywa gruba warstwa chmur. Natomiast kiedy wkońcu na moment zaświeci słońce to dzieje się prawdziwa magia!Niestety tych magicznych momentów mieliśmy w czasie tygodnia niewiele. Byliśmy świetnie przygotowani na zimno ale nigdy nie spodziewałabym się, że w lipcu może tak dużo padać! Deszcz nas kilka razy pokonał, zmusił do zmiany planów. Nasza wyprawa kajakowa została odwołana z powodu silnej fali i wiatru na morzu; głos rozsądku zdecydował też o tym, żeby nie lecieć na wysepkę Foula. Wyspa ta znana jest z notorycznie złej pogody i zdarzało się, że odwiedzający ją turyści byli uwięzieni przez kilka tygodni bo nie działał żąden środek transportu! Foula to wogóle dla mnie jakaś kraina nie z tego świata. To jedna z najbardziej niedostępnych wysp w Wielkiej Brytanii, słynąca z olbrzymich klifów oraz wciąż funkcjonującego tam kalendarza juliańskiego - Nowy Rok zaczyna się na Foula 13 stycznia.
Pokonani przez pogodę... ;) |
Dlatego wiem, że na pewno na Szetlandy wrócimy, i to raczej prędzej niż później! Bo całonocnego promu już się przecież nie boję... ;)
Podwójna plaża w Burra |
Ale fajnie, że ludzie tacy serdeczni i otwarci! Obawiałabym się, że ich nie zdołam zrozumieć ze względu na ten dialekt :D
OdpowiedzUsuńTe klify! Wow, nie baliście się iść tym skraweczkiem?
I faktycznie trochę, jak Faroje :)))
Chcę tam!
Też miałam co do tego obawy ale szetlandzki szkocki okazał się całkiem łatwy. 😉 Niestety niewiele osób mówi już tamtejszym prawdziwym dialektem a ten jest rzeczywiście jak inny język! Co do klifów to zdradzę Tobie, że to złudzenie optyczne - podobny efekt jak z farerskim wiszącym jeziorem. No przecież Zuzi bym nad uriskiem nie puściła. 😉 I tak - spodobało by się Tobie Olu na Szetlandach, wiem, że to Twoje klimaty! 💚
UsuńBardzo kuszące te Szetlandy. Szkoda, że pogoda trochę nie dopisała, ale nawet na kontynencie lato trochę dziwne jest, więc na małych wysepkach tym bardziej. Dominiko, a zdjęcia głuptakom zrobiłaś ? Wzięliście swój samochód ? Fajnie, że ludzie tam tacy otwarci. Nie wiem, czy Ci wspominałam, ale jak pojechaliśmy w poleconą przez Was Glen Doll mięliśmy ciekawą przygodę. Z drogi zaprosił nas do swojego domu pan Angus. Poczęstował herbatą i kruchymi, szkockimi ciasteczkami. Pogadał z nami, było niezwykle miło. Byliśmy pod wrażeniem tego spotkania. Pozdrowienia dla całej czwórki i mam nadzieję, że jeszcze jakiś wpis z wysp będzie :) M.
OdpowiedzUsuńSamochód oczywiście wzięliśmy! To jedna z kilku zalet płynięcia na Szetlandy promem. 😉 Wypożyczenie auta na miejscu byłoby okropnie drogie, sporo droższe niż cena przewuezienia naszego autka z kontynentalne Szkocji. Zdjęcia głuptaków robiła głównie Zuzia! 😁 Obudził się w niej zapalony fotograf - ornitolog. Kilka jest fajnych, pokażę je przy okazji wpisu o Wyspach Północnych.
UsuńO Waszym spotkaniu z Angusem w Glen Doll nic nie wiedziałam! Cudownie! 💓 Powiem Tobie, że takie zapraszanie nieznajomych do domu przez Szkota zdarza się niezbyt często! Bo mieszkańcy Szkocji są przyjaźni i pomocni ale żyją trochę według zasady 'my home, my castle'. Na odwiedziny w domu trzeba sobie ciut zapracować. 😉
Myślę, że głównym powodem była samotność. Żona zmarła jakieś 17 lat temu i mieszka sam. Kiedyś służył w gwardii królewskiej. Ma ponad 80 lat, ale wyglądała na niewiele ponad 60. Śmiał się, że poluje na ludzi :D CZekam na zdjęcia Zuzi. Fajnie, że złapała bakcyla fotografowania. W Szkocji łatwiej coś "upolować" niż u nas.
UsuńNic dodać nic ująć, Szetlandy są idealne pod każdym względem i jednocześnie nieprzewidywalne, tak własnie jak piszesz i je pokazujesz. Cieszę się,że mimo to w ciągu Waszego pobytu pojawiło się tam słońce.
OdpowiedzUsuńLudzie z północnych obszarów bardzo ciągną do przyjezdnych. Właśnie tutaj w Szkocji i jeszcze w Iranie spotkałam się z takim czymś - czyste zaintereswoanie się drugim człowiekiem, który przybył zwiedzać ich miasto/kraj/wyspę. Kolorowe domki i krajobrazy przypominają faktycznie Skandynawie! Mimo niesprzyjającej pogody podróż i tak była piękna, chyba warta tych godzin spędzonych na promie :)
OdpowiedzUsuń