Zimowa Wyspa Skye poza wydeptanym szlakiem

Tak się właśnie kończą wyjazdy w czasie szkockiej, nieprzewidywalnej zimy: zamiast zwiedzać od rana do wieczora to człowiek przez większość czasu czeka na okno pogodowe, by w końcu, w akcie ostatecznej desperacji, wyściubić nos z domu na pół godziny tylko po to by okrutnie zmoknąć i przemarznąć do szpiku kości. ;) Kiedy w połowie lutego wybraliśmy się na długi weekend na wyspę Skye, szalał tam akurat na całego huragan Dennis. Przez dwa dni wyjście z domu było prawie niemożliwe, bo nawet jeśli nie padało, to porywisty wiatr był tak silny, że kolebał samochodem na wszystkie strony a nas przewracał. Wielkie plany trekkingowe spaliły więc na panewce.
Jednak my jesteśmu uparci. Albo szaleni, co kto woli. ;) Mogliśmy siedzieć całymi dniami przy trzaskającym wesoło kominku i patrzeć przez okno, bo widok mieliśmy naprawdę zachwycający. Ale nie! Zamiast tego uparcie celowaliśmy w te rzadkie momenty, kiedy z nieba nie lały się strumienie wody i ruszaliśmy na szlaki. Nie tak wymagające jak te, które były w planach ale znacznie krótsze i łatwiejsze, żeby w razie pogodowego armagedonu można było szybko wrócić do cywilizacji.
Początkowo było mi ciut przykro, bo marzyły mi się nowe ujęcia ze słynnego Old Man of Storr albo przejście legendarnego szlaku na Quiraing, który przy okazji poprzedniej wizyty na Skye zrobiliśmy tylko częściowo. Jednak, koniec końców, okazało się, że ta przymusowa zmiana agendy naszego weekendu przyniosła nowe odkrycia i przyczyniła się do poznania mniej turystycznych zakątków wyspy Skye. Gdyby nie szalejący Dennis być może nigdy byśmy tam nie dotarli? ;)
Bywa, że Skye, szczgólnie w szczycie sezonu, staje się bardzo zatłoczona. Jeżeli zatęsknicie za odrobiną spokoju i przestrzeni, to wypróbujcie polecane przez nas dwa, wciąz nie 'zadeptane' i mało wymagające szlaki:

Punkt Braciszków (Rubha nam Brathairean)

...czyli moje nowe ukochane miejsce na Skye!
Mieszkaliśmy zaledwie piętnaście minut jazdy od początku szlaku na Brother's Point więc kiedy tylko po dwóch dniach bezustannego ulewnego deszczu na moment wyszło słońce, ruszyliśmy właśnie tam.
Rubha nam Brathairean to nazwa Gaelic małego cypla, który uznawany jest za najdalej na wschód wysunięty punkt północnej części Skye. Miejscowe opowieści mówią o tym, że to właśnie na tym targanym przez wiatry skrawku lądu, osiedlili się pierwsi chrześcijańscy mnisi, przybyli do Szkocji z Irlandii. Braciszkowie zbudowali swoją osadę na samym końcu cypla, który został tak nazwany na pamiątkę ich bytności. Pozostałości po owalnych domostwach mnichów można zobaczyć na trawiastym grzbiecie przylądka.
Sam szlak do Brother's Point jest równie bajkowy jak gaelicka nazwa tego miejsca. Podążając śladami pierwszych chrześcijan na Skye nie spotkamy jednak tłumów; w czasie naszego spaceru byliśmy tam jedynymi piechurami (no dobra, wiało okrutnie ale podejrzewam, że nawet w szczycie sezonu nie jest to oblegana trasa). Szlak prowadzi na cypel najpierw przez falujące pola, potem wzdłuż pięknej kamienistej plaży a następnie szczytem stromego skalistego wzniesienia. Po drodze gwarantowane obłedne widoki, które przy dobrej widoczności, pozwalają dojrzeć słynny wodospad Mealt Falls na skale Kilt Rock oraz pobliskie wyspy Rona i Raasay. Niestety my nie mieliśmy na to najmniejszych szans, bo zachmurzenie było spore ale, o dziwo, nie padało! ;) Zachwyciła mnie za to zaskakująca jak na zimową porę roku aksamitna zieleń pagórków i niesamowity spokój tego miejsca. Na plaży, tuż przy kamienistym brzegu przywitały nas ciekawskie foki a w oddali dojrzeliśmy skaczące przez fale delfiny. Magiczne miejsce; wiem, że będę do niego wracać!
Przejście trasy na Punkt Braciszków i z powrotem zabierze od jednej do dwóch godzin (w zależności od ilości zrobionych po drodze przystanków fotograficznych ;)), dokładny opis szlaku można znależć tutaj.






 Dolina Wróżek (Fairy Glen)


Jeszcze kilka lat temu ta niepozorna dolinka znana była tylko najbardziej wtajemniczonym miłośnikom wyspy Skye oraz magicznym stworzeniom, które ją podobno zamieszkują. ;) Dzisiaj niestety to miejsce zyskało sporą sławę, szczególnie wśród fotografów i nie jest już tak dzikie jak kiedyś. Jeśli wybierzecie się do Fairy Glen o złotej godzinie to macie jak w banku, że spotkacie tam kilka rozstawionych statywów i ich właścicieli. I wcale mnie to nie dziwi bo Dolina Wróżek przyciąga niesamowitym krajobrazem! Jest on wynikiem kilku następujących po sobie dramatycznych wydarzeń sprzed milionów lat: osuwania się terenu i i przejścia lodowca. Dziwne stożkowate pagurki, bajkowe formacje skalne, wodospady i pofalowany teren tworzą niepowtarzalny klimat. Nad doliną góruje skaliste wzniesienie nazywane Zamkiem Ewen (Castle Ewen), które, jak głoszą legendy, jest główną posiadłością rezydujących tutaj wróżek. Mimo tego, że wygląda dość stromo to wdrapanie się na jego szczyt jest całkiem proste. Podobno dolina Fairy Glen największe wrażenie robi latem, gdy cała pokryta jest pluszową zielenią. Uważam, że w jesienno-zimowej szacie prezentowała się równie pięknie!
Fairy Glen znajduje się kilka kilometrów od miasteczka Uig. Sugerowaną godzinną trasę spaceru dolinką znajdziecie na niezastąpionej stronie walkhighlands. Jeśli wybierzecie się w odwiedziny do wróżek to pamiętajcie proszę, że ani one ani okoliczni mieszkańcy nie lubią gdy turyści próbują zmieniać ich świat. Chodzi o przenoszenie i aranżowanie kamieni w dolinie. W ciągu ostatnich dwóch lat pozornie błaha sprawa urosła do rangi prawdziwego problemu: odwiedzający Fairy Glen  notorycznie usuwali kawałki skał z pagórków i układali je w 'magiczne' kręgi, przyczyniając się tym do znaczącej degradacji środowiska.





Tabliczka z prośbą o nie przesuwanie kamieni w dolinie

Górujący nad doliną Zamek Ewan




14 komentarzy

  1. O jacie! Przepiękne krajobrazy i zdjęcia! Myślę, że nazwa w pełni odpowiada miejscu, bo wygląda naprawdę magicznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Nie znam Skye'a z tej strony, ale planuję wybrać się niebawem ponownie, więc kto wie, może zajrzę 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam, szczególnie spacer do Brother's Point! Myślę, że to jedne z niewielu miejsc na Skye, gdzie nie spotkasz tłumów. ;)

      Usuń
  3. Jak tu nie wzdychać gdy się kocha takie zielone miejsca, chciałabym się tam w tym momencie teleportować ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakże piękna sceneria, oj tak jak już dotrę do Szkocji to Sky na pewno znajdzie się na mojej liście. O Dolinie Wróżek słyszałam, to prawda social media zdecydowanie trąbią o tym miejscu i jak widzę po Waszych zdjęciach nie jest to sława przereklamowana. Pięknie tam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham miejsca z tami widokami i tym spokojem

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo!
    Widzę,że jesteśmy podobnie szaleni. Nam też pogoda niestraszna.Wieje, leje, a my w drogę.
    Fantastyczne miejsce z cudownymi widokami.
    Takie miejsca kochamy bez tabunu turystów.Nie ma nic cudowniejszego niż kontakt z przyrodą.
    Wspaniała relacja!!!
    Serdecznie pozdrawiam!
    Irena-Hooltaye w podróży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po siedemnastu latach w Szkocji nam już chyba żadna aura nie straszna. 😉 Gdyby czekać, aż przestanie padać, to człowiek musiał by większość życia spędzić siędzac w domu. Jak to mówią Szkoci 'nie ma złej pogody, tylko nieodpowiedni strój'. 😉 Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  7. Bardzo ładne miejsce. Nie słyszałem o nim wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdjęcia zapierające dech. Aż trudno uwierzyć, że pogoda była kiepska, dla zdjęć okazała się najlepsza. Są takie nastrojowe, że już bym się pakowała i pędziła. Byłam tylko w Edynburgu, a Szkocji widziałam tyle co się dało z okna pociągu i dlatego przeczytalam z zapartym tchem, cudo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Przyznaję, że czasami taka dramatyczna pogoda "robi" klimat na zdjęciach. 😉 Mam nadzieję, że uda się Tobie wrócić do Szkocji.

      Usuń
  9. O Dolinie Wróżek nigdzie dotąd nie czytałam, a to faktycznie bajka jest. Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń