Kubanska ankieta i cocina Criolla :)


Kilka dni temu przeprowadzilam zupelnie spontaniczna rodzinna ankiete dotyczaca naszej wyprawy na Krolowa Karaibow. Pytanie brzmialo: 'Co sie tobie najbardziej nie podobalo na Kubie?'. Odpowiedzi doroslych byly nudne i mozliwe do przewidzenia, wiec nie bede sie tutaj o nich za bardzo rozpisywala (oczywiscie obydwoje zgodnie stwierdzilismy, ze najbardziej uciazliwym elementem podrozowania na Kubie sa wszechobecni jineteros) :) Dzieciaki jak zwykle mnie calkowicie zaskoczyly.
Spodziewalam sie, ze uslysze od nich cala dluga liste niedogodnosci na jakie byli narazeni nasi mali podroznicy, poczawszy od strasznego upalu a skonczywszy na niezbyt komfortowych srodkach transportu. A tutaj, prosze bardzo, nic z tych rzeczy! :) Rysiek myslal dlugo i intensywnie, po czym z szerokim usmiechem na buzi stwierdzil, ze nic zupelnie nie przychodzi mu do glowy. Podobalo mu sie wszystko! A najbardziej TuKola (o ktorej zaraz cos wiecej napisze). Zuzia zmarszczyla nos na samo wspomnienie owego najgorszego kubanskiego doswiadczenia, ktorym okazala sie byc jedynie ... 'zupka z fasolka' :) Tak wiec mam nareszcie powod aby napisac chociaz kilka slow o kuchni kubanskiej i naszych smakowych podbojach!
Jaka jest kuchnia kubanska? Pachnaca! Niezbyt wyrafinowana ale bardzo smaczna, aromatyczna, bedaca mieszanka wplywow kolonialnych i afrykanskich. Wielu turystow narzeka na Kubanskie jedzenie, ale prawda jest taka, ze na kiepskie zarcie trafic mozna wszedzie, w kazdym zakatku swiata. Grunt to wiedziec, gdzie sie stolowac ;)
A slawetna 'zupka z fasolka' swietnie podsumowuje kulinarna sztuke na Kubie. Fasola stanowi jeden z podstawowych i najbardziej tradycyjnych skladnikow 'Cocina Criolla'. Czerwona i czarna, jest podawana jako dodatek pod wdzieczna nazwa 'frijoles durmidos' (czyli spiaca fasolka ;)), w znienawidzonej przez Zuzie, aczkolwiek przepysznej i aromatycznej zupie albo jako slynne kubanskie danie 'Moros y Cristianos', czyli Maurowie i Chrzescijanie. Ci pierwsi to czarna fasolka, drudzy to ryz, a wszystko razem zmieszane i przyprawione czosnkiem, papryka, cebula i cala masa innych aromatycznych dodatkow. To sztandarowe wrecz danie mozna znalezc we wszystkich paladarach i restauracjach na Kubie a jesli 'Moros i Cristianos' nie figuruja w menu to na pewno jest tam 'Congri', jak nazywana jest ta potrawa w niektorych czesciach Kuby. W naszym ulubionym paladarze La Tasquita dowiedzielismy sie, ze ryz z fasola podaje sie na wszystkich kubanskich rodzinnych spotkaniach, w czasie swiat i imprez. Tam tez jedlismy najlepsze 'Congri' na calej Kubie!
Kolejny skladnik, ktory zawsze musi pojawic sie na kubanskim stole to wspomniany juz wczesniej ryz. Przygotowywany na tysiace sposobow, zawsze pachnacy, sypki i aromatyczny. W naszej casa w Playa Larga, codziennie na obiadokolacje dostawalismy przepyszny ryz przyrzadzony za kazdym razem w inny sposob. Trzeci element swietej trojcy kubanskiej sztuki kulinarnej to mieso. W duzych ilosciach, zazwyczaj smazone lub pieczone na chrupko. Najbardziej popularna jest wieprzowina, wolowina, drob, ryby i wspaniale owoce morza. Jednak z powodu ograniczonej ilosci zywnosci na wyspie wprowadzono ograniczenia co do rodzaju serwowanego turystom miesiwa. Wlasciciele casa particulare nie moga oficjalnie podawac swoim gosciom langusty ani pewnych okreslonych gatunkow ryb. W praktyce w kazdej casa, w ktorej sie stolowalismy, oferowano nam codziennie do wyboru pelen wachlarz mozliwosci, z zakazanymi opcjami wlacznie. Kiedy zaniepojona zapytalam w jednym miejscu naszej gospodyni, czy nie jest problemem, jesli zazyczymy sobie languste, odpowiedziala, ze absolutnie nie i nie sprawi jej klopotu kupienie tego specjalu na targu rybnym (wiec jakby nie bylo na tak zwanym czarnym rynku a nie w rzadowym sklepie z przydzialu).
Przez caly nasz pobyt na Kubie, oprocz wizyt w Hawanie, jadalismy w casas particulares. To byla zdecydowanie najlepsza i rowniez najtansza opcja, ktora kazdemu polecam :) Jadla bylo mnostwo, przygotowanego specjalnie dla nas ze swiezutenkich produktow. Najobfitsze i najpyszniejsze, niesamowite wrecz obiadokolacje dostawalismy w Playa Larga. Na pierwsze danie wjezdzala zupa (niestety na nieszczescie Zuzi czesto byla to ktoras z odmian zupy fasolowej) potem serwowane byly domowej roboty chipsy ze slodkich ziemniakow albo manioku oraz ziemniaki same w sobie, przyrzadzane na setki sposobow: smazone, gotowane, purre, frytki. Na Kubie uprawia sie wiele odmian ziemniakow oraz innych jadalnych bulw - kazdy rodzaj ma inna barwe, smak, aromat... Potem nasza gospodyni przynosila wielkie jak kola od wozu talerze z daniem glownym - wielkie porcje miesa lub ryby, z ryzem i warzywami. Oprocz tego polmiski z surowkami, soki swiezo wycisniete z owocow i kiedy juz prawie pekalismy z przejedzenia - kawe i deser!! Dla mnie hitem kubanskiej kuchni byly 'tostones', ktorych smak poznalismy w Trinidadzie - podwojnie obsmazane plasterki slodkich plantanow (rodzaj bananow).
Z ulicznych przekasek najwieksza furore u nas zrobily kubanskie churros. Podobne do slodkich specjalow o tej samej nazwie, ktore mozna zjesc w Portugalii :) Najlepiej mozna je opisac jako cos na ksztalt smazonych w oleju paluchow z ciasta gofrowego. Koniecznie z cukrem pudrem :) Natomiast odrobine rozczarowaly nas lody na Kubie - nie liczac Coppelii, w wiekszosci kubanskich miast mozna bylo jedynie kupic pakowane lody z Nestle. Jednak te o smaku mango, kokosa albo guawy byly fantastyczne! Innego jedzenia ulicznego nie smakowalismy, pamietajac o niedawnych przypadkach cholery na Kubie jakos zabraklo nam odwagi na skosztowanie pizzy albo kanapek sprzedawanych ze straganikow za peso cubano :)
Przyszedl nareszcie czas na slow kilka o TuKoli. Mysle, ze nasze dzieci przez cale swoje zycie nie wypily takich ilosci coca-coli jak przez te niecale trzy tygodnie pobytu na Kubie :) Kola to jednak byla nie byle jaka, bo oryginalna kubanska i powiem szczerze - jakas taka lepsza od oryginalu ;)) Moze dlatego, ze slodzona brazowym cukrem trzcinowym? W upalne dni 'wchodzila' swietnie, wspaniale gasila pragnienie a w naszej rodzinie nawet powstalo powiedzonko 'TuKola, tam Kola, wszedzie Kola!!' :)))
Niewatpliwym rarytasem na Kubie sa tez owoce tropikalne. Banany nigdzie nie smakuja tak cudownie i nie rozplywaja sie tak aksamitnie w ustach, ananasy prosto z pola zaskakuja aromatem a papaja (nazywana na Kubie 'frutabomba') to wogole bylo jakby nowe kulinarne odkrycie :) Kubanskie sniadania w kazdej casa, w ktorej mieszkalismy, rozpoczynaly sie od calych gor swiezych owocow, ktorych nie bylismy w stanie przejesc...
Malowniczy straganik, jakich wiele w kubanskich miastach :)

I codzienna poranna porcja witamin juz na naszych talerzach!

Zbawienna TuKola jest (na cale szczescie) wszedzie!!! :)

Wyprawa na Kube odcisnela swoje pietno i na naszej kuchni. Od czasu powrotu z goracej wyspy na naszym kuchennym parapecie rosnie sobie zielona pachnaca mieta. Dlaczego? O tym w kolejnej notce kulinarnej... ;)

4 komentarze

  1. Dominiko i jak Twoja waga po tej wyprawie??? ze tak zapytam jak wredne sumienie? ;)))
    wszystko co opisujesz brzmi dość kalorycznie- codziennie: zupy z fasolą, ziemniaki na 1000 sposobów, w tym wiele smażonych + desery i słodzony napój gazowany, a to wszystko na obfitej obiado-kolacji!! ja od 3 miesięcy wprowadziłam korektę w sposobie odżywiania i trochę dzięki temu schudłam, ale to powyżej to lista grzechów głównych, których staram się nie stosować!:)) (prawie;)
    więc najbardziej pasuje mi z tego wszystkiego talerz owoców- taki to bym chciała choć spróbować! i te ryby świeże:)) no i mieliście się fajnie, bo potrafiliście się z nimi dogadać czego chcecie:)) ja bym poprosiła o ryby, sałatki i owoce zgodnie z moją nową linią żywienia;) ale ani nie znam języka, ani jadę na Kubę, wiec sobie mogę pogdybać;))
    to czekam na potrawy z miętą, czyżby to mohito było??;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Marianno, to sie zdziwisz, bo na Kubie oprocz nowego statywu zostawilam tez kilka kilogramow ;)))) Chyba po prostu bylo dla mnie zbyt goraco. Nie bylam w stanie jesc w tym upale, najlepiej wchodzily wlasnie owoce, ewentualnie lody :) I dopiero wieczorem, kiedy temperatura spadla, cos konkretniejszego.
    Zdradze Tobie, ze mnie zmobilizowalas do zdrowszej diety - dzisiaj do pracy na lunch przygotowalam sobie pyszna salatke zamiast codziennej kanapki :))

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jestem zaskoczona! świetnie Ci ta dieta posłużyła;) musiałaś chyba nie dojadać tych bogatych kolacji??
    A sałatki polecam i cieszę się, że się zainspirowałaś:) ja je wcinam od 3 miesięcy i wolę już od bardziej zapychających zwykłych kanapek- zazwyczaj jest tam też jakiś ser, jakieś ziarenka np. prażony słonecznik, oliwa (bo lepiej przyswaja się wtedy wartości odżywcze z warzyw) i różne kombinacje sałat i warzyw:) i staram się nie jeść dużo na noc a najlepiej wcale (czyli dziwie się, że Tobie to tam posłużyło:), bo to mój najgorszy nawyk:(
    a poza tym jem wszystko, ale mało tłustych i kalorycznych rzeczy, a więcej tych zdrowych i lekkich;))
    ale rozpisałam się tu nie na temat, przepraszam i oczekuję opowieści m. in. o mięcie;) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolacje doslownie pochlanialam :))) Obawiam sie, ze jeszcze dwa tygodnie dluzej na Kubie a wrocilabym okraglutka jak jabluszko ;))) Juz pod koniec naszego pobytu mialam coraz lepszy apetyt - moj organizm chyba zaczal przystosowywac sie do tropikalnego klimatu ;)
    Dzieki Marianno za inspiracje salatkowa i za info - o tych zbawiennych wlasciwosciach oliwy nie wiedzialam!!! ;) Ja mam podobny problem - najwiekszy apetyt mam pod wieczor...Ostatnio probuje go zagluszyc owocami :) Pozdrawiam cieplo :)

    OdpowiedzUsuń