Tak szczesliwie sie zlozylo, ze do Asturii jechalismy przez kawaleczek Kantabrii. Wyladowalismy w Santander tuz przed poludniem, a ze do przejechania mielismy zaledwie troche ponad sto piecdziesiat kilometrow, to zostalo nam pol dnia na to, zeby rozejrzec sie po kantabryjskich okolicach :)
Nasze pierwsze kroki w Santander i...wielkie zdziwienie: w niedziele zycie tutaj zamiera - nikt nie pracuje, sklepy pozamykane, cisza i spokoj na ulicach. Na szczescie restauracje i knajpki dzialaja! I ta, do ktorej bardzo chcielismy isc, rowniez.
Lubimy jadac w miejscach, gdzie stoluja sie miejscowi wiec przed wyjazdem zasiegnelismy jezyka gdzie najlepiej jest zjesc lunch w Santander i...padlo na La Gaviota!
Knajpka z zewnatrz wygladala niepozornie a w dodatku, kiedy my sie tam zjawilismy byla zupelnie opustoszala. Bo Hiszpanie nie mysla nawet o jedzeniu lunchu wczesniej niz okolo 14 ;) W La Gaviota menu jest tylko w jezyku hiszpanskim.Wlasciciel i obsluga nie mowia slowa po angielsku i...troche czasu nam zabralo przebrniecie przez karte i zamowienie naszego 'menu del dia'. Ale to, co wjechalo wkrotce na stol warte bylo kazdego wysilku lingwistycznego!
Specjaly kuchni polnocno-hiszpanskiej: fabada (zupa z fasoli), pastel de cabracho z majonzem, oliwki, paella z owocami morza i chipirones czyli zmazone malutkie kalmary :) |
Kantabria pelna jest jaskin z malunkami z okresu paleolitycznego ale ta w Altamirze jest najslynniejsza, najwieksza i z rodzinna historia odkrycia slynnych malunkow w tle ;) W 1879 roku mala Maria, corka hiszpanskiego archeologa Sanz de De Sautuola, jako pierwsza wypatrzyla rysunki bizonow na scianach Altamiry. A rysunki to nie byle jakie! Piekne, bardzo realistyczne i olbrzymie - niektore pokrywaja metry kwadratowe scian i sufitu jaskini. Jesli pomyslimy, ze powstaly ponad dwadziescia tysiecy lat temu, nierzadko przy uzyciu bardzo wysublimowanych technik, to az dreszcz przebiega po plecach! Po scianach Altamiry galopuja konie, bizony i cale stada rysowanych wdzieczna kreska jeleni...I wrazenie byloby jeszcze wieksze, gdyby zwiedzajacym dane bylo obejrzec oryginaly. Niestety, jaskinia w Altamirze od kilku lat jest permanentnie zamknieta aby chronic malunki przed zgubnym wplywem atmosfery i wilgoci a dla turystow wybudowano na pocieszenie wielka replike. Przyznaje, ze jest bardzo realistyczna ale...to nie to samo! Dlatego, glodni autentycznych artystycznych doznan jaskiniowych obiecalismy sobie wrocic kiedys do Kantabrii i 'zaliczyc' kilka mniejszych jaskin, zanim nam je zamkna przed nosem! (na przyklad jaskinia El Castillo lub Las Monedas )
A z Altamiry to juz byl rzut beretem do Santillana del Mar!
Santillana, to miejsce, ktore bardzo chcialam zobaczyc. I nie tylko dlatego, ze wymieniane jest jako jedno z 'Top pieciu najpiekniejszych miejscowosci Hiszpanii'. Zaintrygowala mnie jego nazwa, w ktorej kryja sie az trzy klamstwa (la villa de las tres mentiras, jak nazywaja ja sami Hiszpanie) ;) Po pierwsze: miejscowosc ta nie jest swieta ('santi') i po drugie, nie jest plaska ('llana'). Nie dajcie sie tez zwiesc temu 'del mar' w nazwie bo Santillana wcale nie lezy nad morzem. A szkoda, bo byloby jeszcze piekniej! :) Co do pierwszego klamstwa to nie do konca sie zgadzam, bo Santillana ma swoja swieta - Julianne, ktorej szczatki spoczywaja w przepieknym romanskim kosciele kolegiackim pod jej wezwaniem.
Troche sie obawialismy tej wizyty w Santillana. Naczytalismy sie, ze to taka turystyczna pulapka, zatloczona i wykreowana pod gusta wycieczek autokarowych... W sezonie trzeba podobno parkowac kilkanascie kilometrow za miasteczkiem, bo blizej nie ma szans na znalezienie wolnego miejsca. Jednak podrozowanie poza sezonem sie oplaca! :) Nie powiem, zeby brukowane uliczki Santillany swiecily pustkami, ale na pewno nie bylo tlocznie. A starowka Santillany jest po prostu przeurocza - kompletne sredniowieczne miasteczko, z ukwieconymi kamieniczkami, malenkimi zaulkami i placami na ktorych rosna drzewka pomaranczowe. Koloryt miasteczka zadziwia, bo zupelnie nie przypomina bialych pueblos z poludnia Hiszpanii. Domy sa w kolorze cieplej sepii, na balkonach czerwienia sie pelargonie i wesolo powiewa rozwieszone wszedzie pranie...i na kazdym rogu jest sklepik z milionem smakow prawdziwych lodow. Przez moment mielismy wrazenie, ze nie jestesmy w Hiszpanii ale w slonecznej Italii! ;)
Slonce bylo juz bardzo nisko, kiedy opuszczalismy Santillane. I jechalismy prosto w deszcz i w krete drogi Asturii. na ktorych sie odrobine zgubilismy...Ale to juz zupelnie inny temat...;)
Kolegiata od strony wewnetrznego dzidzinca |
Kolegiata od strony bramy glownej tez pieknie sie prezentuje |
Cudnie :) Piekne miasteczko :) Co do jedzenia, to my takze uwielbiamy rozkoszowac sie lokalna kuchnia, czesto ponad nasze mozliwosci ;)
OdpowiedzUsuń