Trinidad przywital nas upalem, jakiego nie doswiadzczylismy jeszcze na Kubie. Goraco i wilgotno, jak w saunie! Jednak juz od pierwszego spojrzenia na kolorowe uliczki i kolonialne budynki, od pierwszych krokow na zatloczonym dworcu autobusowym wiedzielismy, ze Trinidad podbije nasze serca :)
Zatrzymalismy sie w kolonialnej casa poleconej nam przez Cari z Havany. Nasz pokoj wychodzil na wewnetrzne patio z mnostwem roslin. Skromnie, ale czysto i z przemilymi gospodarzami. Omar, jego corka Marivi i wnuk Javier juz pierwszego popoludnia nauczyli nas grac w kubanskie domino. My w zamian pokazalismy malemu Javierovi jak grac w farmera ;) Plus klima w pokoju dzialala ! Czego nam wiecej potrzeba bylo do szczescia?
Pierwszego popoludnia po przyjezdzie z Playa Larga wyszlismy 'na miasto' dopiero po godzinie 17...wczesniej upal byl nie do zniesienia. Trinidad to urokliwe miasteczko: brukowane drogi wija sie pomiedzy kolorowymi domami, na glownym placu kolysza sie strzeliste palmy, na kazdym rogu ulicy stoi kapela przygrywajaca gorace kubanskie rytmy a co drugi sklep to galeria. I chyba wlasnie ta artystyczna atmosfera tak bardzo przypadla nam do gustu! Poza tym nie bylo tutaj wszechobecnego halasu i tloku, ktory odrobine nas przytloczyl w Havanie...i jineteros tez jakby mniej natarczywi.
Jakie jest najlepsze lekarstwo na wielki upal? Jeszcze wieksze lody! W ich poszukiwaniu trafilismy do Palenque de los Congos Reales. Polecamy to miejsce amatorom zimnych deserow ale jeszcze bardziej milosnikom kubanskiej muzyki: posluchac tu mozna na zywo salsy, son i trova oraz sprobowac swoich sil w tancu. Podobno najlepsza zabawa rozpoczyna sie po 22, kiedy scena przechodzi we wladanie bebniarzy zespolow rumby, czego my niestety nie doswiadczylismy na wlasnej skorze - lokal jest wtedy zamkniety dla mlodocianych turystow ;)
Trinidad bonito! |
Palenque de los Congos Reales |
Pracownie ceramiki zalozyl w Trinidadzie w dziewietnastym wieku Don Secundino Santander i zostala ona w rekach rodziny Santanderow przez kolejne generacje, az do dnia dzisiejszego. Obecny wlasciciel wciaz wlasnorecznie wyrabia wazony, talerze i inne gliniane cuda. (Czasami podpisuje tez swoje dziela ;)) A drzwi pracowni zawsze stoja otworem dla wszystkich zainteresowanych. Dzieciaki byly zachwycone tym miejscem. Patrzylismy jak powstaja gliniane naczynia, jak sa misternie zdobione i w koncu wypalane w piecu. Co ciekawe, w fabryce pracowali sami panowie. A w magazynie, do ktorego pozwolono nam tez zajrzec, oprocz calych polek ceramiki we wszelkich ksztaltach i rozmiarach znalezlismy...oryginalnego starenkiego Forda! Okazalo sie, ze staruszek z 1914 roku nalezy od wielu lat do Santanderow i jest znany w swiatku filmowym - podobno zagral w kilku filmach. Takie rzeczy - tylko na Kubie!!! :)
Pierwsza galeria... |
...druga, |
...pietnasta ;) |
Che jest wszedzie! |
El Alfarero |
Jakie to uczucie: siedziec w stu-letnim automobilu?? ;) |
wow nice...great
OdpowiedzUsuń