Sniadanie z malpami, kolacja z bizonem czyli dwa dni w buszu



Jesli tylko bedziecie w takim kawalku swiata,w ktorym rosnie dzungla, to koniecznie sie w takie dzikie tereny wybierzcie! To niepowtarzalne doswiadczenie. Dla nas dwa dni spedzone w buszu w Wayanad byly jak jedna wielka,  fascynujaca lekcja przyrody. Malpy skakaly nam po dachu (o spaniu pierwszej nocy nie bylo mowy ;)) i zagladaly na balkon naszej lesnej willi, ptaki we wszystkich kolorach teczy stolowaly sie na pobliskim krzaczku a w sypialniach mielismy dodatkowych gosci: zabe, mega pajaka i jeszcze jedno straszydlo przypominajace konika polnego w rozmiarze XXL ;)  Na wyciagniecie reki byly tropikalne przysmaki - naokolo naszego dzunglowego domku rosla kawa, wanilia i pieprz a za zakretem pole bananowcow. Byly tez i mniej przyjemne atrakcje, jak na przyklad zarloczne pijawki czajace sie w wilgotnym, pomonsunowym lesie... :)
Upakowalismy w ten krociutki czas doslownie tyle ile sie dalo i kiedy pomysle ile zobaczylismy i doswiadczylismy, to wydaje sie, ze bylismy tam nie zaledwie dwa dni ale dwa tygodnie! Ale, pomimo tego ze bylo tak intensywnie (a przez to byc moze odrobine meczaco) jesli zapytacie Zuzie I Rysia o ich ulubiony punkt podrozy przez Kerale to zgodnie wykrzyna: dzungla!!
Co nas najbardziej uderzylo, kiedy zajechalismy do Wayanad (a przypomne, ze bylo to juz ciemna noca), to halas. W dzungli jest po prostu strasznie glosno! Gwizdy, trele, skrzypniecia, cykania a czasami grozne pomruki dochodza ze wszystkich stron, non stop.  Jak tu prowadzic kulturalna konwersacje w trakcie kolacji, kiedy trzeba doslownie przekrzykiwac rozrechotane zaby i dajace czadu swierszcze? Pierwszego wieczora bylismy pewni, ze gdzies w krzakach przy oczku wodnym ukryty jest glosnik nadajacy dyskretnie dzwieki lasu ;) Jednak nastepnego dnia Rysiek przeszukal okolice i nic nie znalazl a kolejnego wieczoru zestaw dzwiekow byl odrobine inny. Moze zmienili plyte? ;))
Pierwszej nocy czulismy sie wsrod wszystkich tych odglosow dosc nieswojo. Niby nie jestesmy mieszczuchami ale gdzie tam porownywac szkocka wies do indyjskiej dzungli! Szczegolnie, ze za oknem mielismy las pelen grubego zwierza: sloni, Indyjskich bizonow i tygrysow. Tylko odrobine uspakajala mnie swiadomosc tego, ze wszystkie domki otoczone byly plotem pod napieciem (prad wlaczany byl tylko na noc), zeby odstraszyc ewentualnych gosci wiekszego kalibru. 
W srodku nocy obudzilo mnie glosne lubu-du, jakby ktos rzucal kamieniami w nasz dach! I potem jeszcze raz i kolejny... Oczami wyobrazni widzialam slonia walacego traba w nasz maly domek ;))) Spalo sie kiepsko...Rano dowiedzielismy sie, ze to zupelnie normalne i to tylko malpy urzadzily sobie nocna impreze na blaszanym dachu naszego domostwa!
Jestesmy w dzungli!
W naszym lesnym domku na palach :)
Widoki z naszego balkonu
...i oczko wodne, gdzie zaby daja wieczorne koncerty :)
 Malpy mialy nas na oku caly czas!!

Kawa...
...i aromatyczny pieprz
Mimo, ze w dzungli komarow nie bylo (ku naszemu zdziwieniu!) to moskitiery sie przydaly!
Takich oto mielismy wspollokatorow ;)
Przyjemniaczek, ktory nocowal na wierzchu moskitiery

Zapaleni mlodzi ornitolodzy w akcji! Od wczesnego rana ;)
I oto, co upolowali! :)

Ogladanie dzungli z balkonu naszej willi zdecydowanie nam nie wystarczalo dlatego wybralismy sie na spacer wglab buszu. Oczywiscie odpowiednio przygotowani i z przewodnikiem. Ba, i to jakim!! Takim, ktory potrafil wywachac zwierzyne, jesli podeszlaby do nas na odleglosc mniejsza niz 100 metrow! :) Przedzieranie sie przez dzungle wcale nie bylo proste: wegetacja byla w pelnym rozkwicie po niedawno co zakonczonym okresie monsunowym a grunt podmokly i grzaski. Ale warto bylo! Dowiedzielismy sie wielu ciekawych rzeczy: co zrobic kiedy spotka sie w lesie slonia, dlaczego te wielkie zwierzaki lubia drzewa tekowe i jakie slady zostawia tygrys. Pech chcial, ze Manu zdolal wyweszyc gaura (bizona Indyjskiego) po okolo godzinie naszej wedrowki przez las i nie mielismy za bardzo wyjscia jak tylko zrobic w tyl zwrot. Po drodze widzielismy slady tego wielkiego zwierza, slyszelismy podejrzane pomruki i ... najedlismy sie odrobine strachu :) Cale szczescie, zadne z nas nie mialo na sobie ubrania w bialym albo czarnym kolorze, na ktore Indyjskie bizony reaguja jak byk na czerwona plachte. Ze wzgledow bezpieczenstwa dostalismy tez calkowity zakaz robienia zdjec (ku mojej cichej rozpaczy..).  Z przechadzki po dzungli wrocilismy bez fotek za to ze skarpetami pelnymi pijawek :) A bizon, ktory deptal nam po pietach pojawil sie w okolicy kolacji tuz przy naszym domu.
Panowie zaliczyli tez fotograficzne polowanie na ptaki bladym switem a wszyscy razem zafundowalismy sobie to, o czy marzylismy od dawna...prawdziwe safari! I to razy dwa :)
Ale o tym bedzie w nastepnej notce ;)

Przez dzungle trzeba sie naprawde 'przedzierac'!

Jest parno i goraco...
A tutaj byl slon!! I to wcale nie tak dawno, o czym swiadczy pokaznych rozmiarow dowod rzeczowy ;)
Pan bizon w odwiedzinach ;)
Jelonki za naszym domkiem zlapane w czasie porannej wedrowki ornitologicznej przez Rysia
Najdziwniejszy zwierzak, jakiego widzielsmy - mangusta indyjska
I moje dwa kochane zwierzaki! :)




P.S. Dla wszystkich zainteresowanych praktyczna strona wypadu do dzungli: miejsce, w ktorym sie zatrzymalismy w Wayanad, ktore zorganizowalo dla nas wszystkie 'dzunglowe' atrakcje, to prowadzony przez pasjonatow-przyrodnikow Jungle Retreat Wayanad.

  

Brak komentarzy

Prześlij komentarz